Już 7 rozdział : )
Strasznie się cieszę widząc statystyki bloga, ponieważ widzę jakie są wysokie. Dziękuję, że tu wchodzicie i czytacie te opowiadanie. Niestety jutro wyjeżdżam na obóz na 2 tygodnie i nie będę miała dostępu do laptopa :C Spodziewajcie się kolejnej notki za 14 dni :P
Przepraszam za błędy jeśli będą. I pozdrawiam wszystkich którzy śledzą losy bohaterów na bieżąco!
_________________
Ginny rozejrzała się. Nie wątpliwie leżała w szpitalnym łóżku, ale kiedy chciała się podnieść poczuła silny ból głowy i padła z powrotem na poduszki. Z każdym ruchem pękała jej głowa. Mogła tylko patrzeć się w sufit. Po jakichś 5 minutach weszła do sali pani Pomfrey - pielęgniarka.
- O widzę, że wstałaś kochanieńka.
- Tak, ale.. ja-ja. Co się właściwie stało? Ja pamiętam, że spadłam i..
- Właśnie tak. Potknęłaś się i spadłaś ze schodów. Była tu panna Parkinson i wszystko opowiedziała. Podobno widziała Cię jak schodziłaś po schodach pisząc coś, chwila nieuwagi i zaczęłaś spadać. Pansy nie wiedząc co robić szybko pobiegła po pana Malfoya a on przyniósł Cię tutaj. - "Co za brednie! To Parkinson mnie zrzuciła ze schodów" Dziewczyna nadal pamiętała brak równowagi gdy Pansy popchnęła ją. I ten bół z każdym nadchodzącym schodkiem. auu..
- Proszę pani. To-to.. to jest nie prawda ! To Pansy Parkinson zrzuciła mnie ze schodów.
- Ale co ty mówisz? Ona nie skrzywdziłaby muchy !
- Pani ją zna od innej strony. Była na mnie wściekła a kiedy chciałam uciekać ona mnie po prostu popchnęła i zaczęłam spadać. To wszystko jej wina !
- Musisz odpocząć. Przyślę tu profesor McGonagall. Jej to opowiesz, w końcu ona jest opiekunką Gryffindoru, nie ja. A teraz leż spokojnie. - uśmiechnęła się do Ginny ciepło, nalała jej soku z dyni do szklanki którą postawiła na stoliczku obok łóżka i wyszła.
Jednak ruda, nie mogła się uspokoić. "Co za wredna idiotka ! Jeszcze miała czelność mówić, że to ja się potknęłam. Zrobię jej krzywdę jak tylko stąd wyjdę " Przez parę minut planowała jak zemści się na Pansy. W końcu z zamyśleń wyrwały ją kroki na sali. Podniosła się lekko na łokciach i zobaczyła profesor McGonagall która kierowała się w stronę jej łóżka.
- Dzień dobry Ginny, jak się czujesz? - nauczycielka podsunęła sobie krzesło, i usiadła na nim obok łóżka dziewczyny.
- Dzień dobry pani profesor. Hm.. bywało lepiej - słabo się uśmiechnęła.
- Podobno twoja wersja wydarzeń jest nieco inna niż panny Parkinson, zgadza się?
- No,racja. Bo to było tak. Czytałam książkę w salonie kiedy usłyszałam jak Pansy przezywa Grubą Damę i uderza w obraz by ją wpuściła bo ma z kimś do pogadania. Kiedy wyszłam chwyciła mnie za ramię i pociągnęła. Później zaczęła się wydzierać, że mam się odwalić od jej chłopaka i takie tam, bo ona twierdzi, że podobno kręcę z Malfoy'em co jest oczywiście nieprawdą ! Potem zaczęła mnie obrażać no i nie wytrzymałam i ją uderzyłam. No a ona zaczęła mnie gonić i wrzeszczeć że mnie zabije. Kiedy podbiegłam do schodów ona mnie zepchnęła i spadłam. Potem widziałam jeszcze jak ucieka no i zemdlałam.
- Nie wiedziałam, że Pansy byłaby do tego zdolna.
- Ona dla uczniów jest całkowicie inna. Strasznie wredna i baardzo łatwo ją zdenerwować.
- Porozmawiam z profesorem Snape'em na temat Pansy i to bardzo możliwe, że odejmę jej punkty za takie zachowanie. - Profesor McGonagall wstała z krzesła.
- A pani profesor, wie pani .. kto mnie przyniósł?
- Oczywiście. Był to pan Malfoy. A teraz wybacz, ale muszę iść. Do widzenia i powrotu do zdrowia - uśmiechnęła się.
- Do widzenia. - Ginny odwzajemniła uśmiech. Kiedy pani McGonagall wyszła, zapadła cisza. Dziewczyna popatrzyła na zegarek. 9:10. Zastanawiała się czy Malfoy i tak przyjdzie
porozmawiać o projekcie.
Tymczasem w salonie ślizgonów Draco spoglądał na zegarek, kiedy weszła Pansy Parkinson.
- No cześć. - uśmiechnęła się do niego figlarnie i próbowała siąść mu na kolanach. Draco westchnął.
- Mogłabyś się odczepić ?
- Wiem, że mnie chcesz Draco. - ale chłopak popatrzył na nią z politowaniem.
- Idź się zając Zabinim, nie mną. - wstał z kanapy i zmierzał do wyjścia.
- Gdzie idziesz? Znowu do tej rudej? Przysięgam na Salazara Slytherina, że ją zabiję jeśli teraz wyjdziesz. - ale Malfoy tylko się roześmiał.
- Rób co chcesz, i tak Ci na to nie pozwolę. - z uśmiechem na ustach wyszedł. Pansy ukryła twarz w dłoniach i zaczęła szlochać. Kiedy jacyś ślizgoni przechodzili obok niej usłyszała szepty:
- To ona ma w ogóle uczucia? - Parkinson zagotowała się.
- A WY CO SIĘ TAK GAPICIE? WYPAD ! - wrzasnęła. Wszyscy pośpiesznie wychodzili z chichotem na ustach.
Draco zmierzał do skrzydła szpitalnego. Miał zamiar oczywiście spotkać się z Ginny. Kiedy znalazł ją leżąca pod schodami był pewien, że to sprawka Pansy i nie uwierzył jej w ani jedno słowo kiedy opowiadała co się "naprawdę" stało. Przeczesał palcami włosy. Może powinien powiedzieć Ginny dlaczego ciągle ją ratuje.. Wszedł do skrzydła szpitalnego.
- Dzień dobry pani Pomfrey - przywitał się z uśmiechem.
- No witam, panie Malfoy. Co pana tu sprowadza? - pielęgniarka także się uśmiechnęła.
- Chciałem porozmawiać z Ginny Weasley proszę pani.
- Oczywiście. Możesz wejść, tylko nie za długo. Dziewczyna jest przemęczona, ostatnio ciągle coś jej się dzieje.
- No dobrze. Dziękuję pani.
Ginny leżała na łóżku. Kiedy odwróciła się w stronę wejścia zobaczyła Malfoy'a idącego w stronę jej łóżka.
- Naprawdę? Znowu ty?
- To niezbyt miłe powitanie. - uśmiechnął się.
- Jak miało by być miłe. Twoja dziewczyna zrzuciła mnie ze schodów !
- To nie jest moja dziewczyna jasne? Nie chodzimy już ze sobą.
- Widocznie ona tego chce, bo próbuje mi utrudnić dostęp do Ciebie chociaż w ogóle .. wiesz o co mi chodzi. - Malfoy zaczął się śmiać.
- Tak, tak wiem. - powiedział w końcu dusząc śmiech.
- Co Cię tak bawi, co? - Ginny to nie bawiło. Była na niego coraz bardziej wkurzona, chociaż.. "Ślicznie wygląda jak się śmieje. Zaraz, zaraz... CO JA WŁAŚNIE POMYŚLAŁAM?!"
- To jak Cię denerwuję to co myśli Pansy. - w czasie kiedy odpowiadał, ruda biła się z własnymi myślami.
- Tak denerwuje mnie, bo to jest nieprawda !
- Dobra jak sobie chcesz. - Draco zaśmiał się. - Okej, nie przyszedłem tu żeby rozmawiać o nas, ale żeby porozmawiać o naszym projekcie.
- W porządku. Po pierwsze nie ma NAS. A po drugie mam plan tutaj. - podała mu notatnik.
Draco czytał przez chwilę po czym przerzucił kartkę, niestety Ginny zapomniała co tam pisała. Chłopak zaczął się śmiać.
- Przepraszam, ale co to jest? - z szerokim uśmiechem podał jej notatnik gdzie pisało: "DRACO <3" Ginny zapłonęły policzki. Zapomniała o tym ! Był taki dzień kiedy jej się podobał i..
- Czy ty się we mnie podkochujesz? - Malfoy wciąż się śmiał.
- Co ?! To... to.. ja nie wiem co to jest. -
- Twoje policzki mówią za Ciebie. - powiedział przez śmiech. Ginny odruchowo dotknęła ich, na pewno była cała czerwona.
- Chyba mamy mówić o projekcie, co nie? - wycedziła. Draco odchrząknął.
- No jasne. - spoważniał, po czym znowu wybuchnął śmiechem.
- Nie będę pracować w takich warunkach ! Uspokoisz się ?
- No dobra, jasne. Myślałem, że nauczycielem którego wybierzemy będzie Snape, bo..
- No to się mylisz, bo będzie to profesor McGonagall.
- Okej, pasuje mi. To jak wyzdrowiejesz pójdziemy do niej na mały wywiad. Aha, no i ugotujemy eliksir RAZEM. - Ginny przewróciła oczami.
- Jak chcesz. - wzruszyła ramionami. Udawała obojętną, ale wciąż miała przed oczami notes i napis "DRACO <3". Na samo wspomnienie policzki zalała fala czerwieni. Na ten widok Malfoy znów się zaśmiał.
- Okej, to ja się zbieram. Muszę iść na lekcje. - uśmiechnął się do niej. Obróciła się na drugi bok, plecami do niego.
- Cześć. - powiedziała chłodnym tonem. Kiedy zastanawiała się dlaczego nie słyszy jego oddalających się kroków, ktoś położył coś na stoliczku obok łóżka i po chwili Draco pocałował ją w policzek.
- To narazie. - Kiedy dziewczyna odwróciła się aby nawrzeszczeć na niego, on tylko odwrócił się, po czym poruszył brwiami w górę i w dół, zaśmiał się i wyszedł. " Za dużo sobie pozwala " Stwierdziła. Jej uwagę zwróciło czarne pudełeczko leżące na stoliczku z liścikiem. Ginny powoli chwyciła karteczkę do ręki.
" Dla mojej partnerki na eliksirach. DRACO <3"
Od razu się wkurzyła. Specjalnie się tak podpisał ! Co za upokorzenie. Przeczesała palcami swoje długie, rude włosy i chwyciła za pudełeczko. Otworzyła je. W środku znajdowała się bransoletka ze srebra z czerwonymi i zielonymi koralikami. Do tego dopięty był złoty lew. Była przepiękna. Kiedy usłyszała kroki przed wejściem, szybko wepchnęła pudełko pod poduszkę. Była to tylko pani Pomfrey dolać dziewczynie soku z dyni. Kiedy wyszła, Ginny wciąż myślała o bransoletce i o tym co ten prezent miał oznaczać. Czy był tylko niewinnym prezencikiem dla partnerki z eliksirów?
______________________
Do zobaczenia za czternaście dni <33
W stu procentach jestem zakochana. Nie spotkałam się jeszcze z takim ciekawym opowiadaniem i mam nadzieję, że Ginny przestanie się tak o wszystko na niego wkurzać. : *
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie : story-of-bellatrix.blogspot.pl
dziękuję, takie komentarze wiele dla mnie znaczą, chociaż opowiadanie nie jest doskonałe. wysokie statystyki i komentarze dają mi motywację do tworzenia kolejnych rozdziałów : )
UsuńBardzo mi się podoba twoje opowiadanie. Zapowiada się ciekawie! Ah a ta Parkinson -.-. Pozdrawiam i zapraszam do mojego bloga www.historiamilosnadramione.blogspot.com : )
OdpowiedzUsuń